Zamek
w Retrock to prawdziwa perła architektoniczna. Wybudowany przez trzy rasy na
znak wiecznego sojuszu. Elfy, krasnoludy oraz ludzie chlubią się nim po dziś
dzień. Jedyna budowla w całym królestwie, która powstała na bazie trójkąta.
Część zbudowana przez elfy była
bardzo przestronna, jasna i czysta. Wszędzie królowały łuki, duże okna, które
pozwalały, aby promienie słońca zalewały całe korytarze i komnaty w ciepłe
letnie dni. Ponadto można tu było znaleźć mnóstwo różnorodnych kolorowych
roślin. Tu znajdowała się część dzienna: ogrody, jadalnie oraz biblioteki.
Część, którą wykonały krasnoludy
była toporna. Dokładne przeciwieństwo elfickiego stylu. Małe okna, długie choć
wysokie korytarze, mnóstwo komnat i drzwi, podłogi z czarnego marmuru. Wszystko
oświetlone pochodniami. Przypominałoby to bardzo zadbane lochy, gdyby nie
klejnoty. Rubiny, szafiry, topazy, diamenty, ametysty – wszystkie te kamienie
można było znaleźć na każdym kroku. W klamce od drzwi, w uchwycie na pochodnie,
w parapecie przy oknie. Jednego nie można było zarzucić krasnoludom. Na pewno
dbają o szczegóły. Każdy z tych kamieni był idealnie wyszlifowany i dopasowany
do miejsca, w którym się znajdował. Co więcej, tworzył z tym miejscem jedną
całość, jakby zawsze był w tym miejscu i żadne inne do niego nie pasowało. Ta
część zamku była sypialniana. Mieściło sie tu ponad sto gościnnych komnat.
Ostatnia
cześć należy do ludzi. Wykonali oni salę obrad oraz salę tronową na cześć
pierwszego władcy, który zjednoczył wszystkie rasy przeszło tysiąc lat temu. Te
oba olbrzymie przestronne pomieszczenia mogłyby pomieścić nawet trzech
olbrzymów, pięć cyklopów oraz z dziesięć trolli naraz, jeżeli w ogóle przyszłoby sie z nimi naradzać,
bądź przyjmować na audiencję - chociaż jest to nie możliwe, gdyż żadne z tych
stworzeń nie zamieszkuje jakichkolwiek terenów w całym królestwie oraz są
rasami prymitywnymi, nie zdolnymi do jakichkolwiek cywilizowanych rozmów.
Pomieszczenia
są bardzo innowacyjne. Twórcy ludzcy starali się jak najbardziej wykorzystać
nowe tendencje oraz rozwiązania przy tworzeniu tej części. Dlatego w oknach
były umieszczone witraże, a podłogę pokrywały grube dywany, które nie wątpliwie
były zmorą królewskiej służby, gdyż musiała je czyścić co drugi dzień, a nie
należało to do łatwiejszych rzeczy. Szczególnie, gdy brud wdeptywali weń
rycerze w ciężkich płytowych zbrojach. Dywany miały oczywiście swoje plusy.
Mianowicie, w sali nie było echa, a kroki czy to rycerzy, czy nadwornej służby
czy nawet starca poruszającego się o lasce, były skutecznie tłumione.
Na
samym końcu sali tronowej znajdowało się miejsce władcy. Tron wykonany z trzech
najbardziej pożądanych surowców w całym królestwie, czyli brązu, srebra oraz
złota, był ogromny. Może nie na tyle, aby pomieścić trolla, lecz z pewnością pomieściłby
dwóch krasnoludów. Sam tron był w kształcie trójkąta, z wyżłobionym w środku,
wygodnym, obitym miękkimi poduszkami,
miejscem dla władcy.
Trzy
kąty tronu, jak i całego zamku, miały symbolizować wieczne zjednoczenie oraz
współpracę trzech najbardziej rozwiniętych ras - ludzi, elfów oraz krasnoludów.
Oczywiście w królestwie żyły jeszcze niziołki, ale one nigdy nie
interesowały się niczym poza swoją małą wioską, gdzie uprawiały ziemie i
hodowały owce oraz kuce. Nie interesowały się polityką i były bardzo uległe i
ugodowe.
W
sali obrad natomiast, znajdował się wielki okrągły stół z wnęka w środku. Wykonany
był z grubych drewnianych, wygładzonych bali oraz z jasnego marmuru, którym był
blat. Stół ten posiadał niesamowitą właściwość, gdyż można go było dowolnie
modyfikować, tak aby nigdy - nie ważne ile osób uczestniczyło w obradach - nie
zabrakło miejsca dla nikogo, ale również aby żadne miejsce nie było puste.
Przy tym właśnie stole zasiedli
wszyscy, którzy w tym królestwie mieli coś do powiedzenia. Koło siebie
siedzieli właściciele ziem Jackobsonów, Johnsonów, Adamsonów, Davidsonów,
Stevensonów, Owensonów, Christophersonów, Pitersonów, Petersonów oraz Patersonów.
Zaraz za nimi zasiadał władca krasnoludów - Melorin. Przy stole zasiadali
również przedstawiciele wszystkich zakonów oraz naczelni magowie klanów ognia,
wody, powietrza i ziemi. Król przyjął na naradę wodza plemienia
barbarzyńców - Arha - oraz Loriana Morrisa za zaangażowanie i udział w
ostatnich wydarzeniach. Zaraz koło nich siedział oczywiście Zathen. Jako
ostatni dołączył do nich Fabrizio, który zasiadł koło króla.
W
sali trwała zagorzała rozmowa. Każdy z każdym dyskutował na temat spadających meteorytów
i tego co zwiastują. Wszyscy czekali, aż król zacznie obrady, które w tym zamku,
w Retrock, w tak ogromnym składzie dawno się już nie odbyły. W końcu król
Trevor wstał i w pomieszczeniu zapadł zupełna cisza.
-
Witajcie na tych jakże niecodziennych obradach. Każdy zapewne wie, z jakiego
powodu dziś tu siedzimy i rozmawiamy przy wspólnym stole. Spełnia sie właśnie
jedna z straszniejszych przepowiedni. Wydarzenia, których ostatnio byliśmy
świadkami, lub o których słyszeliśmy są niczym w porównaniu z tym co ma się spełnić
w przeciągu najbliższych dni... Sprawa jest na tyle poważna, iż bogowie
pozwolili na odczytanie całości przepowiedni. - Po sali poniósł się pomruk
zdziwienia mieszanego z lekkim przerażaniem. Król popatrzył po twarzach
przybyłych gości.
Morris
nachylił się do Zathena.
-
To oznacza, że zaraz zobaczysz prawdziwego archanioła.
-
Jak to? - zapytał zaskoczony mnich, nachylając się do Morrisa i patrząc na
niego spode łba.
-
Tylko archanioł może ją odczytać.
W
tym momencie największe drzwi do sali obrad otwarły się na oścież.
-
Przed wami archanioł Alexander. - oznajmił z powaga i wyniosłością król.
Przez
drzwi wszedł mężczyzna średnio wzrostu oraz w średnim wieku. Odziany był w
szary niczym nie rzucający się w oczy stary płaszcz z kapturem. Archanioł
niczym sie nie różnił od zwykłego człowieka. Długie ciemne włosy opadały mu
luźno na ramiona. Twarz nie nosiła żadnych szczególnych znamion. Osobnik ten
trzymał w obydwu rękach potężną księgę.
Stanowczo
i szybko przeszedł przez cała salę, wzdłuż stołu, poczym zatrzymał się dopiero obok
króla, za podstawioną mównicą. Położył na niej księgę i przemówił. Głos miał
głęboki, ale przy tym czysty i wyraźny.
-
Wieki temu bogowie zezwolili archaniołom zejść na ziemię, przybrać wygląd
waszych ras i żyć przez rok pośród was, w zamian za zasługi jakich dokonaliśmy
dla królestwa niebieskiego. Wielu z nas się zakochało i ożeniło, czego skutkiem
nierzadko było potomstwo. Owe dzieci w miarę dojrzewania przejawiały
nadnaturalne zdolności. Osobniki te nazwano Rodem Kivi. Pewien Innis, owoc małżeństwa
niziołków, miał szczególny dar. Potrafił przepowiadać przyszłość bez ograniczeń
czasowych. Przez cały swój żywot spisał wszystko co zobaczył w jedną księgę.
Jest to historia, która już się wydarzyła, która może się wydarzyć i ta, która
nie musi się wydarzyć. Bogowie stwierdzili jednak, iż księga jest zbyt
niebezpieczna dla tego świata, aby była bezkarnie wykorzystywana. Dlatego ja,
archanioł Alexander, z rozkazów bogów, strzegę jej tu na ziemi pod ludzką
postacią. I tylko z rozkazów bogów mogę odczytać wskazany fragment. Artefakt,
który leży przede mną to Księga Kivi.
Nikt
się nie odezwał. Ciężko było stwierdzić, czy to przez słowa jakie z majestatyczną
powagą wypowiedział archanioł, czy też z ciekawości słów przepowiedni, która za
chwilę mieli usłyszeć. Zathen odniósł jednak wrażenie, iż strażnik królestwa
niebieskiego patrzył cały czas w jego stronę.
Archanioł
Alexander po krótkiej chwili, jednym ruchem ręki otworzył księgę dokładnie w
tym miejscu, gdzie od razu zaczął czytać.
Odwieczna
walka dobra i zła,
Wody
i ognia, nocy i dnia.
Księżyc
- nadzieja na ciemnym niebie,
Że
po nocy nastąpi dnia lśnienie.
I
oto ten nocny oświetlacz szlaku
Rozpada
się w drobne ziarna maku.
Jego
kawałki z impetem spadają na ziemię.
Niebieskie
na szkarłatne zamieniają sie kamienie.
Każdy
z nich przywołuje piekielne monstra,
Walka
z nimi nie jest zbyt piękna i prosta.
Wampiry,
szkielety, zombie, trolle i topielce.
Wszystko
co na tym świecie wrogie jest wielce.
Gdy
za to ostatni meteor z dwudziestu spadnie,
Obudzi
się Przedwieczny - świat pogrąży sie na dnie.
Potężna
metafizyczna złowroga zjawa,
Której
nie pokona najlepsza armada.
Jedynie
miecz z kawałków księżyca,
Zdoła
ocalić świat od zgnicia.
Na
uwadze trzeba mieć jedno,
Że
zabicie to nie całe sedno.
Tylko
osoba z czystym sercem i prawa,
Zakończy
ten koszmar - ważna to sprawa.
W
innym przypadku skończy sie źle,
Gdyż
zjawa zostawi tu moce swe.
Gdy księga została zamknięta energicznym
ruchem ręki archanioła Alexandra, w sali wybuchła wrzawa.
-
Kto jest prawym i czystym? - krzyczeli jedni.
-
Jakże to zostawi tu moce swe? - pytali magowie.
-
Ja sam go pokonam. - krzyknął Lord Johnson, władca wyspy na północy królestwa, słynący
z waleczności i odwagi.
-
Ile mamy meteorytów. - było słychać powtarzające się pytanie.
-
Cisza! - zagrzmiał król. Zgromadzeni zamilkli, choć nie tak szybko jak
poprzednio, gdy wstał. - Jesteśmy w posiadaniu ośmiu meteorytów. Według naszych
informacji na ziemie spadło dwanaście, więc mamy większą część. Złą wiadomością
jest ta, iż ktoś inny też dąży do zebrania kamieni. Posiada on amulet Drem, który
należał niegdyś do Lorcana. - król przerwał.
Wszyscy
wstrzymali oddech, jakby za chwile w środek stołu miał uderzyć piorun kulisty.
-
Nie wiem jakie są jego zamiary. Ale sądząc po tym, iż zabił Klemensa - tu król
spojrzał na magów klanu ognia. - Nie ma wcale dobrych.
-
A może chce przejąć moce Przedwiecznego? Może to naśladowca Lorcana? - odezwał
się Fabrizio.
-
Absurd. - Zagrzmiał jeden ze starszych magów wody. - Nie mógł wiedzieć, że po
zabiciu zjawy ona zostawi tu swe moce. Nigdy wcześniej przepowiednia nie była
odczytana w całości.
Król
spojrzał w stronę archanioła.
-
Zgadza się. Odkąd księga została spisana spoczywa w moich rękach. Pamiętam każde
jej odczytanie. - odezwał sie Alexander.
-
Kiedy została spisana? - zaciekawił się Zathen.
-
Dziewięćset siedemdziesiąt trzy lata, trzy miesiące i siedem dni temu.
-
Tak czy inaczej warto sie dowiedzieć kim on jest i skąd ma amulet Lorcana. -
zagrzmiał król. - Wszystkie podania o Lorcanie przepadły, lecz jest ktoś, kto
zna je na pamięć. Jest tylko jedna przeszkoda. Jest on osadzony w Hell Stage i
wyciagnięcie od niego informacji nie będzie należało do prostych.
Hell
Stage jest więzieniem na północy. Wybudowane na półwyspie, jest prawdziwą
twierdzą. Jest niemożliwością sforsować je z zewnątrz oraz wydostać się z wewnątrz.
Osadza sie tam największych przestępców, zazwyczaj na dożywocie.
-
Ja sie tego podejmę. - odezwał sie ponownie Zathen.
Tym
razem wszyscy popatrzyli w jego stronę.
-
Dobrze mnichu. Niech tak będzie. - odezwał się po chwili zastanowienia król
Trevor i skinął głową w stronę Zathena. - Pozostaje kwestia zebrania
pozostałych kawałków księżyca, oraz wykucia miecza.
-
My się tego podejmiemy! - po raz pierwszy odezwał się Melorin. Prawie krzycząc
wypiął przy tym pierś, jakby na potwierdzenie swoich słów. - Wykujemy taki
miecz, jakiego jeszcze świat nie widział!
-
Zgoda. Pozostałych podzielę w oddziały, które będą zbierać po całym królestwie
meteory. Wszystkie bezzwłocznie musicie transportować do siedziby krasnoludów.