O blogu

Witaj na blogu fantasy. Jest on poświęcony opowiadaniom o zmaganiach mnicha Zathena, który wypełnia misje uratowania świata przed zagładą. Spotyka go wiele przygód, osobowości oraz przeciwności losu. Depczą mu po pietach siły ciemności oraz nie deje spokoju przeszłość, której nie zna...

Zachęcam Cie do zapoznania się z jego przygodami, a jeżeli nie lubisz czytać to zawsze możesz skorzystać z wersji audio ;)

Obraz

Obraz

sobota, 13 października 2012

5. Stolica Ziemi Patersonów

Dochodziło południe. Obaj towarzysze zbliżali się powoli, na dwóch wierzchowcach, do wielkiej bramy, wkomponowanej w równie potężny mur, wyższy od pobliskich drzew. Poruszali się szerokim szklakiem już od kilku mil. Po obu stronach wbite były pochodnie zapalane z nadejściem zmroku. Widocznie szlak musiał być bardzo uczęszczany. Droga był równa, zadbana i mogła pomieścić trzy wozy jednocześnie. Jednakże dziś nikogo na niej nie spotkali.
- Dojechaliśmy do stolicy ziemi Patersonów. - Podjął rozmowę Lorian. - Jak już mówiłem Ci wcześniej, powinno tu być mnóstwo wozów, kupców, rolników, robotników. Tutaj łączą się dwa szlaki z ziemi Owenów i z ziemi Christopherów. Dalej za miastem wychodzą już jako jeden i prowadzą prosto do stolicy króla. Jako, że Patersonowie są jednym z głównych dostarczycieli żywności w całym królestwie, ruch nawet na chwilę nie powinien ustępować na tych szlakach.
- Może ma to jakiś związek z meteorytami. - Podsunął mnich.
- Musimy się koniecznie dowiedzieć.
Brama była zamknięta. Nikt nie wyszedł im na powitanie. Zathen uderzył pięścią trzy razy w ogromne drzwi. Huk rozniósł się po okolicy. Spłoszone ptaki uniosły się w powietrze, opuszczając korony drzew.
Po chwili, gdy mnich już miał uderzyć w bramę po raz kolejny, usłyszeli szczęk metalu. Otworzył się mały lufcik, w których pojawiła się para oczu.
- Miasto zamknięte z powodu zarazy. Wejścia nie ma! - Odezwał się gruby głos z lufcika.
- Chwila! Jestem Mnich Zathen i niosę list do króla.
- A kto jest z Tobą?
- Lorian Morris, kapitan straży z miasta pod granicą z ziemiami Christopherów.
- Musze się skonsultować z kapitanem. Poczekajcie.
Lufcik zamknął się nagle.
- Znając życie, musimy się przygotować na długie czekanie - Skomentował Lorian.
Rzeczywiście, czekali długo. Po przeszło godzinie lufcik ponowne się otworzył.
- Jesteście tam jeszcze? - Zagrzmiał gruby głos.
- Tak. - Odpowiedział mnich, wstając spod drzewa rosnącego na skraju szlaku i podszedł do bramy. - Jaka decyzja?
- Lord Paterson, przyjmie tylko mnicha. - Zathen popatrzył na Loriana.
- Nie ma mowy. Wchodzę z nim, albo poinformuję króla o przeszkodach jakie Lord Paterson stawiał mi na drodze.
Otwór w bramie po raz kolejny zniknął z trzaskiem.
- Nic z tego, strażnicy nigdy nie negocjują z kimś za bramy. Musimy iść na około.
Nawet nie zdążyli zrobić kroku, gdy wielka bram poruszyła się. Powoli, leniwie ruszyło się najpierw pierwsze skrzydło, po chwili drugie. Brama otworzyła się tylko tak, aby wpuścić jedną osobę i to bokiem. W przejściu stanął Rycerz w grubej, błyszczącej, płytowej zbroi. Na głowie miał hełm, okalający całą jego twarz. W lewym ręku trzymał błyszczącą i długą lance.
- Niech będzie. Możecie wejść obaj.
- Trzeba być dobrej myśli. - Szepnął Zathen i klepnął Morrisa w ramię, przepuszczając go pierwszego. Sam wszedł tuz za nim.
Znaleźli się na głównej ulicy miasta. Po jednej jak  i drugiej stronie ulicy wznosiły się piękne lśniące budynki. Lecz było tu coś co nie pasowało to wszystkiego. Mnóstwo ludzi koczujących na drogach. Rozstawione namioty, całe rodziny w obdartych ubraniach. Żebracy, starcy, ganiające się brudne dzieci w starych, szarych workach.
- Wszyscy z okolicznych wiosek schronili się w mieście przed zarazą. - Zagrzmiał rycerz widząc miny nowych przybyszy. - Zanim wejdziecie dalej, musicie pokazać ręce, nogi i szyje.
- Dlaczego? Co to za zaraza? - Zaciekawił się Lorrian.
- Od tygodnia coś napada w nocy na ludzi. Gryzie ich w nogi, ręce lub szyje. Dwa dni potem człowiek umiera. A następnej nocy po śmierci jego ciało znika. Nikt nie widział jeszcze tego czegoś. Wieśniacy mówią, że wygląda jak żywy trup ale nie wierzcie we wszystko co mówią. Pospólstwo często przesadza. Dobra, pokażcie ręce.
Po oględzinach najbardziej narażonych na ugryzienie miejscach, towarzysze ruszyli w stronę zamku położonego w najwyższym punkcie miasta.
- Co o tym sądzisz? - Zagadnął szeptem Morris Zathena, ponieważ straż deptała im po piętach.
- Wydaje mi się oczywiste, że to może mieć związek z meteorami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz