O blogu

Witaj na blogu fantasy. Jest on poświęcony opowiadaniom o zmaganiach mnicha Zathena, który wypełnia misje uratowania świata przed zagładą. Spotyka go wiele przygód, osobowości oraz przeciwności losu. Depczą mu po pietach siły ciemności oraz nie deje spokoju przeszłość, której nie zna...

Zachęcam Cie do zapoznania się z jego przygodami, a jeżeli nie lubisz czytać to zawsze możesz skorzystać z wersji audio ;)

Obraz

Obraz

środa, 21 sierpnia 2013

11. Retrock

Zathen, Morris oraz Arh szli jedną z bocznych uliczek stolicy królestwa. Retrock nie robiło wrażenia jedynie na Lorianie.
- Sporo się zmieniło odkąd mnie tu nie było. - Mruczał co chwile kapitan.
Najbardziej zdezorientowany był barbarzyńca. Ogromne budynki piętrzące się nad ich głowami, ewidentnie przytłaczały wodza plemienia, które zamieszkiwało ziemię Georg'iów. Towarzysze byli pewni, iż jest to zdecydowanie jeden z nielicznych razów, kiedy mogą zobaczyć przestraszonego barbarzyńcę. Retrock zostało wybudowane w kształcie koła i rozrastało się w tym samym kształcie. Stolica posiadała trzy, a właściwie cztery części. Pierwsza - Krąg Zamkowy - to oczywiście siedziba króla oraz cały dwór. Mieszkali i przebywali tam najbliżsi władcy, najwyżsi stopniem rycerze, doradcy dworscy oraz ważne dla króla osobistości. Jak choćby magowie czy delegaci krasnoludów i elfów. Drugą część - Krąg Wyższy - zamieszkiwała wyższa warstwa społeczna, posiadająca niebezpośrednią władzę, czyli głównie osoby nieprzyzwoicie bogate. Tu też znajdowały się koszary dla straży królewskiej - najlepiej wyszkolonych rycerzy w całym królestwie. Owe koszary były niegdyś domem Loriana Morrisa. Gdy przechodzili koło nich, kapitan patrzył na wysoki mur z niebywałą zadumą. Zathen nie potrafił odgadnąć czy jego towarzysz tęskni za tym miejscem, czy wręcz przeciwnie. Wzrok Morrisa nie schodził z ścian koszarów puki ich nie minęli.
- Tęsknisz za życiem strażnika? - zagadnął mnich. Lorian spojrzał na niego zdziwiony.
- Żartujesz?! - spytał z pogardą. - Strażnicy królewscy nie mają wolnego czasu dla siebie. Nie licząc sobotnich wieczorów, kiedy mogą się doprowadzić do stanu wysokiej nietrzeźwości w swoim i tylko swoim towarzystwie i tylko w koszarach. Nigdzie nie mogą wychodzić. Miałbym za tym tęsknić? Co prawda, raz w tygodniu przyprowadzane są kurtyzany z najlepszego domu w mieście... - Kapitan zamilkł na chwilę. Jego oczy powędrowały ku górze, jakby się nad czymś zastanawiał, albo przypominał. Westchnął. - Jak się ma te dwadzieścia pięć, trzydzieści lat jest to atrakcyjna perspektywa. Ale szybko człowiek się nudzi. Ci chłopcy są bardzo dobrze wyćwiczeni, ale nie mają doświadczenia. Na wojnie długo by nie pożyli...
- Ale Ty potrafisz walczyć. Nie raz to udowodniłeś.
- Lorian jest dobry wojownik. Arh to widzi. - odezwał się barbarzyńca basowym głosem.
- Dziękuję - Lekko zdziwiony Morris skinął głowa w stronę wodza. - Wiecie, już trochę czasu minęło odkąd opuściłem mury Retrock. Stoczyłem już kilka pojedynków, nic specjalnego, ale zawsze coś. W koszarach nie stoczyłem żadnej walki... - ponownie zamilkł na chwilę. - Pomimo tego zawdzięczam tym koszarom wszystko co mnie życiu spotkało...
Dalej szli w milczeniu. Budynki w tym miejscu były już kilkupiętrowe i bardzo zadbane. W przeciwieństwie do trzeciej warstwy, zwanej Kręgiem Targowym, w której żyła reszta miasta. Tam odbywał się cały miejski ruch. Największe targowisko w całym królestwie znajdowało się właśnie w tym kręgu. Zajmowało połowę tamtej części miasta i było przepełnione każdego dnia, od wczesnych godzin porannych aż do zachodu słońca. Można tam znaleźć największą różnorodność osób, ras i profesji. Wystarczyłoby nadmienić, iż w jednej z uliczek, którą mijali w tamtej cześć miasta, widzieli starego pół-elfa żebrzącego o jedzenie. Jest to nieprawdopodobne, gdyż elfy są rasą wyniosłą i dostojną. Żaden z nich nigdy nie zniżyłby się do takiego poziomu. Wolałby umrzeć z głodu w odosobnionym miejscu - pomijając fakt, iż taka sytuacja jest dla elfa absurdalna. A jednak w Retrock wszystko jest możliwe, nawet krasnolud łotrzyk, który próbował ich okraść, gdy przechodzili przez targowisko. Na szczęście mnich był szybszy i złapał za rękę przestępce, gdy ten sięgał do kieszeni Morrisa. Krasnolud chwile później ulotnił się w tłumie. Jednakże pomimo takiej różnorodności, obecność barbarzyńcy, o połowę wyższego od innych przechodniów, wzbudzała zainteresowanie. Ewidentnie był to niecodzienny widok, nawet w Retrock. Dlatego w Kręgu Wyższym zdecydowali się iść bocznymi uliczkami, aby nie niepokoić kolejnych osób oraz, aby Arh nie czuł się nieswojo. Ostatnia część miasta jest tak naprawdę poza murami. Tworzą je okoliczne gospody ciasno stojące koło siebie. Mieszkają tam głównie wieśniacy zaopatrujący króla, bogaczy czy też samo miasto w żywność - jest to Krąg Zewnętrzny.
Towarzysze mijali właśnie kolejną uliczkę, gdy Zathenowi wydało się nagle, że ktoś ich obserwuje, choć nie widzieli już dawno żadnej osoby. Zatrzymał się. Popatrzył w prawo. Nikogo nie było. Spojrzał w lewo. Nic. Obrócił się za siebie. To samo.
- Coś Cie niepokoi? - spytał Morris, patrząc z przejęciem na mnicha. Kapitan wiedział, iż Zathen bardzo dobrze potrafi wyczuć niebezpieczeństwo i bez powodu nie zerkał by w każdą stronę po kolei.
- Wydawało mi się, że ktoś nas śledzi. - powiedział mnich zamyślony, nadal patrząc w przestrzeń za nimi.
- Raczej nie mamy się czego obawiać. Do tej części miasta nie może się dostać byle kto. Albo obserwuje nas jakiś bogacz ze swojej kamienicy, albo zaufany współpracownik króla. - powiedział niedbałym głosem Morris, mając nadzieję, że tym razem mnich się myli.
- Niby masz racje. - przyznał Zathen. Lecz po chwili dodał. - Ale nie zapominaj, Ci właśnie są najbardziej niebezpieczni.
Ruszyli dalej. Tym razem, gdy dotarli do kolejnej uliczki przecinającej ich drogę, to Arh odwrócił się raptownie.
- Czego chcesz?! - zagrzmiał, a jego głos powędrował w głąb uliczki odbijając się od pięknie pomalowanych i ozdobionych elewacji kamienic bogaczy. Zathen i Morris wzdrygnęli się i odwrócili w tym samym momencie. W miejscu, w którym zatrzymali się poprzednim razem, stała kobieta. Ubrana była w, wzmacniany nieznanego rodzaju łuskami, czarny skórzany gorset, znakomicie eksponujący jędrne, średniej wielkości piersi. Łuski łączyły gorset z naramiennikami. U dołu wychodziło tuzin czarnych skórzanych pasów, tworząc niejednolitą spódnice. Czarne skórzane buty połączone były z takimi samymi nagolennikami. Przedramiona pokryte były czarnymi opaskami pasującymi do kompletu. Zza pleców wystawała jej rękojeść miecza krótkiego. Diabelsko zgrabna figura znakomicie komponowała się z całym obcisłym strojem. Miała długie ciemno brązowe, lekko kręcone włosy oraz idealną, jasną cerę, która wraz z delikatnym uśmiechem oraz zniewalającym spojrzeniem brązowych oczu mogłaby obezwładnić niejednego strażnika królewskiego. W dodatku poruszała się niczym łania - zgrabnie i szybko. Mogli to stwierdzić, ponieważ gdy tylko się odwrócili, nieznajoma ruszyła biegiem w stronę bocznej uliczki.
Arh i Morris rzucili się za nią. Mnich stał bezruchu. Kompani zniknęli za zakrętem. Po chwili wrócił Lorian.
- Rozpłynęła się w powietrzu, jak jakiś duch. - zdał relacje zdyszanym głosem.
- Nie kracz, duchy przybędą z kolejnym meteorem. To był człowiek. W dodatku wydaje mi się, że ma na imię Alua.
- Nie rozumiem. Znasz ją?! - Morris wytrzeszczył oczy.
- Nie wiem. Wydaje mi się, że tak... Nie mam pojęcia skąd i dlaczego, ale znam jej imię. Znam... ją. - mówił niepewnym głosem Zathen.
Wrócił Arh.
- Ani śladu zabójczyni. Arh przeszukał pobliskie uliczki. - zagrzmiał swoim niskim głosem.
- Zabójczyni?? To... To była zabójczyni? - Lorian spytał z niedowierzaniem.
- Na to wygląda. - odpowiedział mnich.
- Ale zabójcy nie śledzą nikogo bez powodu. Pewne jest, że ma na któregoś z nas zlecenie albo na wszystkich. Któż by chciał nas zabić?? I to tuż po przybyciu do stolicy. Nie zdążyliśmy nawet porządnej burdy zrobić! - Mówił prawie krzycząc Morris.
- Uspokój się. - Mnich próbował ostudzić kompana.
- Ja jestem spokojny. Tylko pierwszy raz ktoś na mnie zesłał zabójce. Chyba mam prawo być lekko niepocieszony? - Uśmiechnął się do mnicha, udając, że jest to problem nie bardziej poważny, niż brak wędki przy łowieniu ryb.
- Chodźmy. Ona chyba da nam dziś spokój. Na razie nas sprawdzała. Tylko nie wiem dlaczego się ujawniła. To nie wygląda jak zwykłe zlecenie.  
Towarzysze ruszyli naprzód, choć kapitan i barbarzyńca co chwila zerkali przez ramie. Arh zdecydowanie robił to z chęci zmierzenia się z kimś w walce, natomiast Lorian chyba naprawdę obawiał się o swoje życie.
- Ale musisz przyznać. Niezła była, co? - Zagadnął Morris w przerwie między odwracaniem się do tyłu.
- Taaak... Zauważyłem, że Ci wpadła w oko. - odpowiedział niewzruszony mnich.
- Co masz na myśli?
- Przez tą chwilę, między spojrzeniem na nią a rzuceniem się w pogoń, zdążyła Ci opaść szczeka, Lorianie. - mnich uśmiechną się do kapitana. Morris odwzajemnił uśmiech.
- Gdybyś nie był mnichem też by Ci opadła.
- Lorianie, ja również potrafię dostrzec piękno kobiecego ciała, ale nie ślinie się przy tym jak elf na widok sucharów.
Morris długo nic nie mówił. Odwracał się tylko raz przez jedno ramie, raz przez drugie. W tym momencie trudno było stwierdzić, czy się boi czy chce znów zobaczyć ową piękność.
- A czy mnisi nie mają czegoś w rodzaju celibatu? - podjął rozmowę Lorian.
- Tak, po sześciu latach służby i nauki w klasztorze składa się przysięgę. - odpowiedział mnich. - Ja jeszcze nie złożyłem swojej. Jestem mnichem od trzech lat.
- Od trzech lat?! - Morris nie mógł pohamować zdziwienia. Kapitan nie wierzył, że zwykły człowiek potrafi osiągnąć taki poziom już po trzech latach ścieżki mnicha. - To co wcześniej robiłeś?
- Nie pamiętam... - odpowiedział pewnym, lecz zmartwionym głosem Zathen.
Lorian patrzył na niego z otwartymi ze zdziwienia ustami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz