Mnicha obudziły straszne wrzaski. Chwilę później rozległo się walenie w drzwi i do pomieszczenie wpadł Kapitan.
- Zapomniałem Ci powiedzieć... Od jakiegoś czasu w nocy atakują nas wampiry. I dziś znów się pojawiły!
Zathen bez słowa wstał i ubrał się. Obaj wybiegli na ulicę. Przy każdym domu paliła się pochodnia. W alejkach było pełno żołnierzy uzbrojonych w kusze. Zathen zerknął za siebie. Kapitan również trzymał kuszę.
- Co wy robicie? Przecież wampiry są za szybkie, żeby je trafić z kuszy...
- Tak wiem, ale jak pozwolisz podejść wampirowi do Ciebie na bliżej niż 10 stóp to już po Tobie! - odpowiedział kapitan pewnym głosem.
Okna i drzwi w domostwach były pozamykane. Na zewnątrz nie było żadnych kobiet i dzieci, ale również nie było żadnego... wampira. Tylko ten nie przyjemny szelest...
Zathen spojrzał w górę. Nagle zdał sobie sprawę, że to co przed chwilą miał za ciemną chmurę to tak naprawdę rój nietoperzy, który przykrył całe niebo. I wtedy się zaczęło. Nietoperze zaatakowały. Każdy pikował w dół z zawrotną prędkością. Żołnierze otworzyli ogień. Żaden nie trafił. Chwile później wszyscy leżeli na ziemi rozbrojeni. O dziwo nietoperze nie zbliżyły się do Zathena ani do kapitana, choć ten oddawał strzały z kuszy bez opamiętania.
W końcu, równie szybko jak się zaczął, atak się skończył. Wszystkie małe skrzydlate bestie uniosły się do góry siadając na dachach okolicznych budynków. Odsłaniając w ten sposób jedyną, prócz mnicha i kapitana, stojącą osobę. Była piękna, miał długie, czarne, proste włosy i świecące na czerwono kocie oczy. No i była całkiem naga. Ruszyła powolnym, majestatycznym krokiem w stronę dwóch mężczyzn.
- Jesteś inny niż pozostali... - powiedziała cichym, łagodnym głosem - Emanujesz energią jakiej tamci nigdy nie posiądą. Kim jesteś?
- Jestem Zathen, mnich. I nie warto ze mną zadzierać i radzę Ci również zostaw tych ludzi w spokoju.
- Och, cóż za odwaga. Myśli, że jak posiada nieprzeciętną siłę to może się równać z nami wszystkimi...
- Nie, tylko z Tobą. Wyzywam Cię. Jeżeli masz choć krztę honoru to przyjmiesz wyzwanie.
Nie mylił się. Wampirzyca przybrała pozycje do ataku. Rozpłaszczyła się na ziemi niczym jaszczurka i skoczyła w jego stronę, natychmiast pojawiając się przy nim. Ten jednak w ostatniej chwili uniknął niesamowicie szybkiego ataku i odskoczył na bok.
- Wiedziałam, że jesteś szybki, ale to dopiero początek. Zapewniam Cię.
Znów rzuciła się na niego. Wampirzyca atakowała z niewiarygodną szybkością, lecz każdy jej cios natychmiast był blokowany przez mnicha. Uderzała bez wytchnienia, jakby w ogóle nie odczuwała zmęczenia. Z lewej, z prawej, z góry z dołu. Słychać był tylko świst rozdzieranego powietrza przez jej błyszczące w księżycu długie pazury. Szpony ostre jak brzytwa, o cal omijały twarz mnicha.
Wampirzyca odskoczyła na moment.
- Dobrze sobie radzisz. Ale już czuję smak Twojej krwi.
- Powiedz mi. Od jak dawna jesteś na tym świecie? - Zagadnął mnich.
- Co?! - Pytanie widocznie zbiło ją z tropu. - A co to ma do rzeczy?! - powiedziała prawie krzycząc.
- Odpowiedz. - powiedział spokojnie, ale pewnie.
- Pierwsze, co pamiętam, to posiłek z niedźwiedzia trzy tygodnie temu, ale to i tak nie ma znaczenia. Zaraz będziesz głównym posiłkiem dla moich braci i sióstr.
- Nie sądzę...
W tym, momencie Zathen skoczył do przodu. Wampirzyca zanim się zorientowała, otrzymała potężny cios w serce. Zachwiała się i upadła na kolana. Mnich, wykonując salto, znalazł się za nią. Złapał ją za głowę i obrócił mocno w prawo. Jej ręce opadły bezwiednie. Oczy, podłużne jak u kota, zatrzymały się w jednym punkcie. Puścił ją, a jej ciało uderzając o ziemie rozpadło się na tuzin małych nietoperzy, które od razu spłonęły. Nietoperze siedzące na dachach rozproszyły się w powietrzu i pouciekały w każdym kierunku.
Zathen zwrócił się do kapitana straży.
- Czy coś niezwykłego stało się trzy tygodnie temu?
Żołnierze patrzyli się oniemieli.
- Jak... Jak Ty to zrobiłeś...? Nie widziałem nawet kiedy się przy niej znalazłeś. Nie mówiąc już o tym, że jej ciosów również nie było widać.
- Wampiry są bardzo szybkie, a szczególnie te piekielnego pomiotu. Jeżeli chodzi o mnie, to tylko trening nad ciałem i umysłem... A więc, czy coś nie zwykłego działo się tutaj trzy tygodnie temu?
Kapitan Morris jak i reszta straży miejskiej patrzyła na mnicha z otwartymi ustami.
- Co... Co...? A tak. No więc przed pojawieniem się wampirów, z nieba w nocy spadł niebieski meteoryt. Myśleliśmy, że to kawałek księżyca, ponieważ leciał z jego strony.
- Istotnie to był kawałek księżyca. Jak mówi przepowiednia z Księgi Kivi, to pierwszy kawałek z dwudziestu. Każdy meteoryt zwiastuje przybycie innego piekielnego pomioty. Wampiry to najmniej groźne stworzenia z nich...
Żołnierze nie wyglądali na przekonanych czy przerażonych.
- Co on mówi?
- Zwariował?
Mówili wszyscy na raz.
- Przecież wampiry żyją wszędzie. To nie pierwszyzna, że atakują jakieś miasto.
Na mnichu te komentarze nie robiły żadnego wrażenia.
- Zastanówcie się przez chwile. - Powiedział spokojnie. - Czy widzieliście kiedykolwiek, żeby wampiry tak się zorganizowały? Bo to, że reszta nietoperzy też była wampirami wiedzieliście...? - Mnich ewidentnie wątpił w inteligencje straży.
- Zathen ma rację. - Podjął kapitan Morris. - Słyszałem o Księdze Kivi i o tej przepowiedni. Jeżeli to rzeczywiście prawda to ciężkie czasy przed nami...
- Musimy poszukać tego meteorytu. Po zderzeniu z ziemią robi się czerwony i przywołuje monstra rodem z piekła.
- Zapomniałem Ci powiedzieć... Od jakiegoś czasu w nocy atakują nas wampiry. I dziś znów się pojawiły!
Zathen bez słowa wstał i ubrał się. Obaj wybiegli na ulicę. Przy każdym domu paliła się pochodnia. W alejkach było pełno żołnierzy uzbrojonych w kusze. Zathen zerknął za siebie. Kapitan również trzymał kuszę.
- Co wy robicie? Przecież wampiry są za szybkie, żeby je trafić z kuszy...
- Tak wiem, ale jak pozwolisz podejść wampirowi do Ciebie na bliżej niż 10 stóp to już po Tobie! - odpowiedział kapitan pewnym głosem.
Okna i drzwi w domostwach były pozamykane. Na zewnątrz nie było żadnych kobiet i dzieci, ale również nie było żadnego... wampira. Tylko ten nie przyjemny szelest...
Zathen spojrzał w górę. Nagle zdał sobie sprawę, że to co przed chwilą miał za ciemną chmurę to tak naprawdę rój nietoperzy, który przykrył całe niebo. I wtedy się zaczęło. Nietoperze zaatakowały. Każdy pikował w dół z zawrotną prędkością. Żołnierze otworzyli ogień. Żaden nie trafił. Chwile później wszyscy leżeli na ziemi rozbrojeni. O dziwo nietoperze nie zbliżyły się do Zathena ani do kapitana, choć ten oddawał strzały z kuszy bez opamiętania.
W końcu, równie szybko jak się zaczął, atak się skończył. Wszystkie małe skrzydlate bestie uniosły się do góry siadając na dachach okolicznych budynków. Odsłaniając w ten sposób jedyną, prócz mnicha i kapitana, stojącą osobę. Była piękna, miał długie, czarne, proste włosy i świecące na czerwono kocie oczy. No i była całkiem naga. Ruszyła powolnym, majestatycznym krokiem w stronę dwóch mężczyzn.
- Jesteś inny niż pozostali... - powiedziała cichym, łagodnym głosem - Emanujesz energią jakiej tamci nigdy nie posiądą. Kim jesteś?
- Jestem Zathen, mnich. I nie warto ze mną zadzierać i radzę Ci również zostaw tych ludzi w spokoju.
- Och, cóż za odwaga. Myśli, że jak posiada nieprzeciętną siłę to może się równać z nami wszystkimi...
- Nie, tylko z Tobą. Wyzywam Cię. Jeżeli masz choć krztę honoru to przyjmiesz wyzwanie.
Nie mylił się. Wampirzyca przybrała pozycje do ataku. Rozpłaszczyła się na ziemi niczym jaszczurka i skoczyła w jego stronę, natychmiast pojawiając się przy nim. Ten jednak w ostatniej chwili uniknął niesamowicie szybkiego ataku i odskoczył na bok.
- Wiedziałam, że jesteś szybki, ale to dopiero początek. Zapewniam Cię.
Znów rzuciła się na niego. Wampirzyca atakowała z niewiarygodną szybkością, lecz każdy jej cios natychmiast był blokowany przez mnicha. Uderzała bez wytchnienia, jakby w ogóle nie odczuwała zmęczenia. Z lewej, z prawej, z góry z dołu. Słychać był tylko świst rozdzieranego powietrza przez jej błyszczące w księżycu długie pazury. Szpony ostre jak brzytwa, o cal omijały twarz mnicha.
Wampirzyca odskoczyła na moment.
- Dobrze sobie radzisz. Ale już czuję smak Twojej krwi.
- Powiedz mi. Od jak dawna jesteś na tym świecie? - Zagadnął mnich.
- Co?! - Pytanie widocznie zbiło ją z tropu. - A co to ma do rzeczy?! - powiedziała prawie krzycząc.
- Odpowiedz. - powiedział spokojnie, ale pewnie.
- Pierwsze, co pamiętam, to posiłek z niedźwiedzia trzy tygodnie temu, ale to i tak nie ma znaczenia. Zaraz będziesz głównym posiłkiem dla moich braci i sióstr.
- Nie sądzę...
W tym, momencie Zathen skoczył do przodu. Wampirzyca zanim się zorientowała, otrzymała potężny cios w serce. Zachwiała się i upadła na kolana. Mnich, wykonując salto, znalazł się za nią. Złapał ją za głowę i obrócił mocno w prawo. Jej ręce opadły bezwiednie. Oczy, podłużne jak u kota, zatrzymały się w jednym punkcie. Puścił ją, a jej ciało uderzając o ziemie rozpadło się na tuzin małych nietoperzy, które od razu spłonęły. Nietoperze siedzące na dachach rozproszyły się w powietrzu i pouciekały w każdym kierunku.
Zathen zwrócił się do kapitana straży.
- Czy coś niezwykłego stało się trzy tygodnie temu?
Żołnierze patrzyli się oniemieli.
- Jak... Jak Ty to zrobiłeś...? Nie widziałem nawet kiedy się przy niej znalazłeś. Nie mówiąc już o tym, że jej ciosów również nie było widać.
- Wampiry są bardzo szybkie, a szczególnie te piekielnego pomiotu. Jeżeli chodzi o mnie, to tylko trening nad ciałem i umysłem... A więc, czy coś nie zwykłego działo się tutaj trzy tygodnie temu?
Kapitan Morris jak i reszta straży miejskiej patrzyła na mnicha z otwartymi ustami.
- Co... Co...? A tak. No więc przed pojawieniem się wampirów, z nieba w nocy spadł niebieski meteoryt. Myśleliśmy, że to kawałek księżyca, ponieważ leciał z jego strony.
- Istotnie to był kawałek księżyca. Jak mówi przepowiednia z Księgi Kivi, to pierwszy kawałek z dwudziestu. Każdy meteoryt zwiastuje przybycie innego piekielnego pomioty. Wampiry to najmniej groźne stworzenia z nich...
Żołnierze nie wyglądali na przekonanych czy przerażonych.
- Co on mówi?
- Zwariował?
Mówili wszyscy na raz.
- Przecież wampiry żyją wszędzie. To nie pierwszyzna, że atakują jakieś miasto.
Na mnichu te komentarze nie robiły żadnego wrażenia.
- Zastanówcie się przez chwile. - Powiedział spokojnie. - Czy widzieliście kiedykolwiek, żeby wampiry tak się zorganizowały? Bo to, że reszta nietoperzy też była wampirami wiedzieliście...? - Mnich ewidentnie wątpił w inteligencje straży.
- Zathen ma rację. - Podjął kapitan Morris. - Słyszałem o Księdze Kivi i o tej przepowiedni. Jeżeli to rzeczywiście prawda to ciężkie czasy przed nami...
- Musimy poszukać tego meteorytu. Po zderzeniu z ziemią robi się czerwony i przywołuje monstra rodem z piekła.